Fanpage na Facebooku

poniedziałek, 12 lutego 2018

Co z Oka to... wypada!

No gdzie oni są!?
Normalna wycieczka, idziemy bezpiecznym traktem i nagle tracę wszystkich z oczu!
Niebo ciemnieje. Dlaczego tu nikogo nie ma? Ponoć to uczęszczana okolica.
A co jeśli spotkam niedźwiedzia? Albo cokolwiek? Jestem tylko informatykiem!
Pojedziesz na wycieczkę w góry, mówili. Odpoczniesz, mówili. A jutro przeczytają w gazecie o turyście-miernocie, który zamarzł kilometr od noclegowni, bo się zgubił na szlaku dla dzieci.
Zaraz, co to za światło? To dociera jakby… stamtąd.
Jezioro! Świecące jezioro.
– Podróżniku! – Co to za głos?
Ogromny mężczyzna wychodzi z wody. W dłoni dzierży trójząb, wygląda trochę jak Posejdon, ale… z jednym okiem.
– Jam jest Morskooki, pan tego jeziora – grzmi groźnie istota. – Drzewiej całe plemiona przybywały tego dnia nad me wody, by prosić o radę. Teraz zaś jesteś tylko ty, zbłąkany wędrowiec. Taki los porzuconego boga. Jakiej prawdy szukasz?
Czuję zmieszanie, trochę głupio teraz zapytać o drogę do domu. Może poruszę jakąś filozoficzną kwestię, a później, niby przypadkiem…
– Droga do domu, powiadasz? – Jasny gwint, on czyta w myślach! – Przywykłem już do braku zainteresowania ze strony śmiertelników. – W głosie pana jeziora zapanował smutny ton. – Gdy obrócisz się plecami do wody, idź prosto, cały czas prosto. Nim twe serce uderzy sto razy, znajdziesz drogę.
Czuję się zmieszany. Głupio spotkać się z bogiem, jakimkolwiek, twarzą w twarz i go rozczarować. Mistyczna postać rozmywa się, światło zaczyna gasnąć. Odwracam się, idę zgodnie z radą pana jeziora, boję się, że zaraz stracę orientację w terenie. Zastanawiam się, jak inaczej mogłaby się potoczyć ta rozmowa, co powinienem powiedzieć.
– Jeszcze jedno! – głos Morskookiego zdaje się teraz dobiegać z wnętrza głowy. – Moglibyście, wy, ludzie, nie wyrzucać tylu śmieci do wody? To mi bardzo przeszkadza…
Co to? Światło latarni? Tak! To trakt, ten trakt! Ufff, dzięki Bo… Dzięki ci, kimkolwiek jesteś.

***

Morskooki usiadł ciężko na podwodnym tronie.
– Ten tekst o śmieciach. Musiałeś? – zabulgotała topielica.
– Oczywiście, że musiałem – rzekł pan jeziora zmęczonym tonem.
– Bo?
Morskooki otworzył batonik „Zew Rafy”, po czym wyrzucił za siebie papierek.
– Bo tak wypada – odparł z pełnymi ustami. – Mam gdzieś czystość wód, mówię to, co powiedziałoby każde wodne bóstwo. Kiedyś ludzie nas czcili, bo tak wypadało. Potem przyjęli inną wiarę… bo tak wypadało. Ty się ciesz, że w porę chłopaka przyuważyłem. By się utopił, to by nam dopiero hałasowały te wszystkie kutry ratownicze.
– Myślisz, że on coś zrobi?
– Oczywiście, że nie. Ma to wszystko gdzieś tak samo jak ja. Wróci do domu i nic się nie zmieni. Mógłbym mu kazać przyrzec, że zadba o wody. Powiedziałby dokładnie to, co chciałbym usłyszeć bo… tak wypada.
Topielica podała mężowi Konchę Przyszłości. Widniał w niej obraz młodego informatyka, stającego na czele ogólnokrajowej kampanii na rzecz dbania o środowisko.
– A teraz podnieś ten papierek – syknęła małżonka.


Link do Nowej Fantastyki.


ARHIZ