Fanpage na Facebooku

środa, 24 stycznia 2018

Wojna zawierała lokowanie produktu

Setki proporców łopotały na porywistym wietrze, szeleszcząc niczym mknące po niebie stado pierzastych węży. Na środku zaś pysznił się dumnie największy i najwspanialszy z nich, biały sztandar z wizerunkiem Boga-wojownika.
Generał Seymār Kryształowy Wąż rozpostarł wachlarz po czym wzniósł go nad głowę.
– Wojownicy! Synowie Narodu Anańskiego! – ryknął z siłą dziesięciu mężów. – Przed nami największa bitwa, jaką świat widział. Kiedy patrzę na mrowie wrażych oddziałów, nie mam wątpliwości, że są liczniejsze.
W oddali rozległ się tubalny, niski ton. To ryk barbarzyńskiego rogu, znak wymarszu. Niebo pociemniało, jednak nie na tyle, by przysłonić do końca horyzont – najeżony włóczniami, nieskończony las oręża.
– Bohaterowie! – zagrzmiał generał. – Gdy na was patrzę, nie lękam się.
W oddali znów zawyła bojowa trąba, a potem kolejna i jeszcze jedna. Połyskująca ostrzami czarna ściana śmierci ruszyła w stronę Anaosów.
– Nie lękam się – kontynuował Seymār – ponieważ to my mamy broń, która pokona wszystko. Naszym orężem jest wiara i honor! Zwyciężymy, gdyż…
Huk barbarzyńskich trąb potężniał coraz bardziej.
– Gdyż jesteśmy jednością i prowadzi nas Bóg-wojownik! – Ku ogólnemu zdziwieniu, szlachetny głos z łatwością przebił się przez dźwięk plugawych trąb. Czyżby w generała wstąpił sam Pan Wojny?
– Hat’hā! – wykrzyknął Seymār, czując, jak ból rozdziera mu gardło.
– Hat’hā! – zawtórowali mu wojownicy.
Anaosi runęli w stronę barbarzyńskich wojsk. Trąby dzikusów ucichły. Zastąpił je szczęk łamanych tarcz i gruchot pękających kości.
Generał Seymār wskoczył w sam środek nieczystych barbarzyńców, po czym z łatwością przeciął na pół duży, dwuręczny miecz. Stało się tak, ponieważ korzystał z chromowanego, czterowarstwowego ostrza wykutego przez ród Zielonych Ważek. Antypoślizgowa, przedniej jakości owinięta zamszem rękojeść inkrustowana pyłkiem aloesu sprawiała, że chwyt był mocny i pewny, a nowoczesna stal i lekka budowa gwarantowały lepszą niż inne modele swobodę ruchów. Do tego miecz opatrzony był modnym motywem wijącego się węża oraz gustownym chwośćcem wyposażonym w dzwoneczek. Dom Miecza Zielonych Ważek – doskonałej jakości broń w atrakcyjnej cenie. Zajrzyj już dziś!
Anańska armia wbiła się w morze dzikusów, niczym szlachetna strzała przecinająca gnijący liść trawy ryżowej. Jednak wraże rogi zagrzmiały ponownie, tym razem nie dziesiątkami a setkami. Plugawie mrowie zaczęło zalewać bohaterów anańskich, niczym bagno pochłaniające kamień szlachetny. Dwudziestu barbarzyńców ze wszystkich stron rzuciło się na Seymāra, okładając go wyszczerbionymi ostrzami.
– Za Boga-wojownika! – wykrzyknął generał, odrzucając otaczający pomiot. Przeżył, ponieważ chronił go najnowszy pancerz płatnerza Sanahtē z Ahayatyū. Wygodne, skórzane pasy zapewniały idealne przyleganie wszystkich płyt, a dodatek soku z drzewa gumowego sprawiał, że przyczepy same dostosowywały się do kształtu ręki. Jaskrawoczerwona, impregnowana farba sprawiała, że pancerz zachowywał należyty kolor nawet w samym środku wojennego ferworu, a wtłaczane technologią rowkową złote zdobienia nie złuszczały się nawet przy uszkodzeniu pierwszej warstwy ochronn…
– Dziadku, nie mogę. – Sahdīn cisnął książką w róg siedziska. – To jest okropne! Jeszcze kilka lat temu można było poczytać coś normalnego, a teraz wszędzie pchają te reklamy.
– Oj, wnusiu, wnusiu – dziadek nie ukrywał rozbawienia. – Bycie mistrzem miecza czy pancerza to ciężki kawałek chleba. Nic dziwnego, że płacą pisarzom, by wspominali o ich produktach. Każdy dba o owoce swojej pracy. Za moich czasów, gdy nie było druku, książki były niesamowicie drogie, mogłem tylko pomarzyć, by czytać tak jak ty teraz…
– Ale dziadku… – nastoletni Sahdīn był coraz bardziej poirytowany. – Jak mam przeżywać przygody generała Saymāra, gdy co rusz piszą o nowych, impregnowanych zbrojach? Dobra, w takim razie posłuchaj tego.
Młodzieniec ze zręcznością nadrzewnego jaszczura podskoczył do drewnianej domowej biblioteczki.
– Żarty się skończyły – mruknął dziadek dostrzegając, że kolejna książka wzbogacona jest o drewnianą zakładkę.

Waleczny Hasallān chwycił odciętą głowę, po czym cisnął nią w przepaść.
– Zwycięstwo! – krzyknął, a jego szlachetny głos poniosło echo.
– Zwycięstwo! – zawtórowali dzielni mężowie.
Nie był to jednak czas świętowania. Garstka wojowników stała na skraju ogromnej równiny. Równiny, która stała się polami śmierci. Zewsząd dobiegały jęki konających, a białe niegdyś sztandary pokrywała szkarłatna posoka, na niebie zaś pojawiało się coraz więcej górskich sępów.
– Przygotować stosy pogrzebowe – rozkazał Hasallān.
– Ależ panie, tak wielu poległo – odparł niepewnie gwardzista. – Choćbyśmy wycięli cały las…
– Wytnijcie i dziesięć! Nie zostawimy nikogo bez należytego pochówku!
– Panie, bądź litościwy! Przygotowania, uprzątnięcie tego pobojowiska… To zajmie miesiące!
– Niekoniecznie – uśmiechał się Hasallān.
– Niekoniecznie?
Straszliwe pobojowisko? Niekoniecznie! Odwiedź już teraz obwoźny kramik braci Shakari i kup najnowszy odkurzacz automatyczny. Parowa technologia zapewnia bezszelestne działanie. Ciesz się wolnym czasem, bo nasz sprzęt sam uprzątnie twoje mieszkanie! Nie czekaj! Oferta ograniczona…
– No dziadku! – krzyknął Sahdīn. – To jest szczyt wszystkiego. Automatyczny odkurzacz? Jak to zabija klimat! Przecież w tamtych czasach nikomu nawet nie śniły się takie urządzenia… Dziadku?
– Wiesz co, wnusiu?
– Teraz rozumiesz, prawda?
– Skocz, proszę, do tego kramiku i zobacz, po ile mają te odkurzacze.



ARHIZ

Link do Nowej Fantastyki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz