Fanpage na Facebooku

środa, 14 października 2015

O dwóch kapłanach azteckich

Rytuał.
Zielonkawy dym wił się pośród płaskorzeźb niczym sam Dwugłowy Wąż. Ogień tlił się w złotych kagankach, rozświetlając półmrok i rzucając poblask na sylwetkę majaczącą w centrum pomieszczenia.
Młody kapłan Iksakcu nacierał ciało czarnym barwnikiem – świętym, jak wszystko co zawierało w sobie ludzką krew.


Skupienie.
Prawodawca, wyższy urzędnik, opiekun kaplicy - w żaden sposób nie może być porównywany z rolnikiem, łuczarzem czy rybakiem. Ci pierwsi nie wykonują swojej pracy, ani nie trudzą się rzemiosłem – lecz przez swój urząd i powierzone zadanie stają się bogami, po prostu nimi są. A co za tym idzie, muszą postępować jak oni.
Pełen koncentracji Iksakcu nakładał powoli na włosy krew zmieszaną z olejem – woń pachnideł mieszała się z dobrze mu znanym zapachem śmierci.


Koncentracja.
Wyżsi kapłani powinni...
- Iksakcu? – spytał Koatl, emerytowany wyższy kapłan, który właśnie wszedł do pomieszczenia.
- Jak sobie radzisz z kalendarzem? - zapytał przybysz, rozglądając się energicznie, by w końcu znaleźć odpowiednią księgę. Ta miała formę długiej papierowej taśmy, którą składało się w formie zygzaka. Koatl przez chwilę oglądał barwne, na poły abstrakcyjne rysunki upstrzone gdzieniegdzie szeregami mniejszych, bardziej schematycznych glifów.
Zapadła cisza.
- I jak? - młody odezwał się w końcu. Wydawało się, że pełne głodu słońce zdążyło przebyć na niebie pokaźną część swojej drogi.
- Jak jak? Dobrze, dobrze – odparł Koatl z nutą wzburzenia w głosie - to tylko matematyka i astronomia. Nauczyliśmy cię tego, posiadasz przeznaczoną ci wiedzę.
- Ale?
- Przodkowie proszą, bym towarzyszył ci w rozmowie z nimi. Jak wiesz, najważniejszą częścią kalendarza są komentarze poległych kapłanów. Duchy chcą mieć pewność, że będziesz słuchał tego co trzeba.
- Jeżeli uznaliby mnie za niegotowego, czy nadaliby mi to stanowisko? - Iksakcu starał się ukryć irytację w głosie, palcami wciąż gładził włosy, mające teraz formę posklejanych strąków.
- Tym bardziej nie powinieneś się tym przejmować, Iksakcu. Byłeś moim najlepszym uczniem i wiesz wszystko co masz wiedzieć.


Oddanie.
Wnęka w ścianie wyłożona była barwnymi pledami.
Siedzieli tam. Martwi kapłani. Mumie. Dwanaście pokoleń.
Łypiące z oczodołów barwne klejnoty odbijały bladą poświatę, nadając jej żywego blasku. Skrzyły się też złote zęby wyszczerzone w upiornych uśmiechach. Do tego barwne szaty i złote korony na głowach... Pod kątem wizualnym i stylistycznym, wnęka z pewnością była najbardziej żywą częścią świątyni.
Iksakcu porozkładał naczynia z naparami. Po jednym dla szanownych, nieżyjących członków "rady" plus dwa dodatkowe, dla siebie i Koatla. Znajdowali się na najwyższym piętrze piramidalnej kaplicy – pomieszczenie było małe i słabo przewiewne. Już po krótkim czasie wypełniła je ciężka, wilgotna woń, mokra niczym mgła, i nie mniej lepka od pajęczyny.
Koatl podpierał głowę ręką i wpatrywał się w młodego kapłana.
- To twoja pierwsza poważna rozmowa z umarłymi, nie zniechęcaj się, jeśli nie będą chcieli byś ich usłyszał.
Iksakcu wykonał głęboki wdech nosem, po czym powoli wypuścił powietrze. Klęczał nad misą z naparem, a jego nagi tors falował powoli – dumnie i dostojnie, jak na opiekuna kaplicy przystało.
- Powiedz mi, Koatlu – rzekł sennym, lekko chwiejnym tonem – kto tutaj właściwie rządzi? Kto wydaje te wszystkie rady, dekrety i komentarze? Protokoły i dokumenty... Papier ciągnący się na długość setek węzełków. Oni? Ci co siedzą przed nami?


Samodyscyplina.
Kapłan poczuł, jak niespodziewany, piekący ból zalewa mu lewy policzek.
- Zachowaj czujność, Iksakcu! - syknął wściekle starzec, po czym zdzielił młodego drugi raz.
- Oto dlaczego przodkowie chcą, bym mimo zasłużonej emerytury, pilnował cię przez jakiś czas. Czy pamiętasz cnoty kapłana? Czy udało ci się dziś cokolwiek, prócz natarcia włosów w skupieniu?
- Daj spokój starcze, oni nie żyją! Tak samo jak nie żyją przodkowie króla – Iksakcu miał coraz większe problemy z siedzeniem prosto, toteż bujał się powoli to w przód to w tył, próbując w ten sposób łapać równowagę.
- Starcze, czy naprawdę uważasz, że to pradziad króla kazał mu...
Koatl zerwał się gniewnie na nogi - Odpędź złe duchy, nim wykradną krew i skończy się świat!


Modlitwa.
Formuła, recytacja, nić. Powtarzana, wyuczona, wykuta w duszy niczym hieroglify na miejskich obeliskach.
Młody bujał się na boki, powtarzając słowa modlitwy. Prosił przodków o uwolnienie się od złych duchów.
Starzec czujnie obserwował coraz to nowe krople potu pojawiające się na czole kapłana, przepraszał jednocześnie w duchu obecnych zmarłych, tłumacząc niesforne zachowanie ich nowego piastuna brakiem doświadczenia. Trwało to dobrą chwilę, po czym uznał, że lepiej będzie jak zakryje tkaniną część mis z naparem.


Dziedzictwo.
Koatl wyprostował szarpnięciem młodego Iksakcu, po czym zaczął mówić, powoli lecz stanowczo, mając jego twarz tuż naprzeciw swojej. - Kiedyś sam byłem młody. Miałem swoje przemyślenia, jak wszyscy ci, co zapominają, że kapłani podtrzymują płomień wiedzy. Jeżeli zwątpimy w prawidła rządzące światem, zanurzymy się w chaosie i ignorancji. To my wiemy jak i dlaczego siać i sadzić rośliny, albo w jaki sposób stawiać budowle. To dla naszych oczu sekretne pismo niesie treść, i z naszych rąk karmione jest głodne słońce, by mogło kontynuować swoją podróż po niebie. Naszym zadaniem jest utrzymywać porządek świata i opiekować się państwem. Jaki sens miałoby sianie kukurydzy na jednym polu bez pomidorów? Albo budowanie kanału transportowego w poprzek targu? Albo stawianie budynków na dachach? Równie dobrze moglibyśmy użyć koła do celów transportowych!
- Rozumiem, Koatlu – odrzekł kapłan, bełkocąc tak, że starzec bardziej domyślił się sensu wypowiedzi, niż ją usłyszał.
- Ale.. ale...
- Tak, młody Iksakcu?
- Ale co jeśli okazałoby się, że jesteśmy teraz tutaj sami?
Chlast!

Dwugłowy Wąż.
Koatl masował powoli dłoń, patrząc na leżącego w dziwacznej pozie kapłana. Iksakcu był na wpół przytomny, na jego twarzy malował się głupawy uśmiech - a z kącika ust toczyła się strużka śliny.
- Jeszcze kilka miesięcy i będziesz godnym następcą, młody Iksakcu...


ARHIZ

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz